You are currently viewing Randka bez zobowiązań z życiówką na 10 km w tle

Randka bez zobowiązań z życiówką na 10 km w tle

W współczesnym sporcie coraz więcej uwagi poświęca się “mentalowi” w  optymalizacji procesu sportowego. Często więcej nie znaczy lepiej. Presja i wygórowane oczekiwania przynoszą zazwyczaj działania destrukcyjne. W dalszej części artykułu opowiem o moim zwycięstwie w Biegu Niepodległości w Białymstoku, gdzie poprawiłem swój rekord życiowy. 

Fot: Kamil Timoszuk
Złapmy szerszy kontekst

To, co się wydarzyło w ubiegły czwartek w Białymstoku, zaskoczyło wiele osób. W mediach społecznościowych komunikuje, że obecnie bawię się treningiem. Biegam bardzo spokojnie, to skąd ten wynik 31:09 na dyszkę. Biorąc pod uwagę tylko ostatnie tygodnie, to rzeczywiście coś tu nie gra. Podczas treningów tylko na odcinkach 200m dotykam prędkości startowych. W takim razie jak to jest możliwe, że nabiegałem życiówkę. Aby odpowiedzieć na to pytanie, potrzeba sięgnąć kilka miesięcy, a nawet lat wstecz. 12 lat regularnej, ciężkiej i systematycznej pracy. Ubiegła zima i wiosna, podczas której wykonałem potężną robotę w przygotowaniach do maratonu, po prostu oddaje. Organizm pamięta wykonaną pracę, dzięki czemu przy nawet stosunkowo lekkim treningu jest w stanie wejść na dość wysoki poziom. Tyle słowami wstępu przejdźmy teraz do samego startu. 

Przed wystrzałem startera

Do Białegostoku przyjechaliśmy z Paulą dzień wcześniej. Wieczorem odebrałem pakiet startowy, a resztę dnia spędziliśmy na luźnych rozmowach z rodziną. Przespałem całą noc, a sygnał do wstania dał siostrzeniec Karolek. Start był zaplanowany na 14:15, a więc zjadłem dwa śniadania, to drugie na 3h przed godziną rozpoczęcia biegu.  Przed zawodami mam stałe menu, a mianowicie bułki z miodem. Punkt 13 ruszyliśmy w kierunku miejsca rozgrywania zawodów. Chwilę musieliśmy pokrążyć, aby znaleźć miejsce parkingowe. Później szybka toaleta i 30 minut przed planowaną godziną rozpoczęcia biegu poszedłem z Wojtkiem na rozgrzewkę. Wszystko poszło bardzo sprawnie. Przyodziałem swoją zbroję, dostałem buziaka od Pauli i poszedłem ustawić się na linie startu. Mam nadzieję, że dotrwaliście do tego momentu i jeszcze się nie zanudziliście. 

Taktyka na bieg

W podejściu do tego biegu kryje się chyba cały sukces. Tak jak już wielokrotnie powtarzałem, jesień traktuję jako podbudowę do przygotowań maratońskich. Mam się dobrze bawić i przy okazji wybudować solidny fundament. Nie mam presji wyniku. Przed biegiem napisałem na instastories:  

” Ten bieg traktuję jak randkę bez zobowiązań. Nie mam w stosunku do niej żadnych oczekiwań. Zrobię wszystko, by była udana, a czy coś z tego wyjdzie, to czas pokaże. Jeśli nie, to trudno” 

Takie podejście uwalnia mnie od wszelkich oczekiwań. Wiem, że jeśli będę walczył i dam z siebie maksa, to będę zadowolony, bo zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, bez względu na wynik. W momencie, gdy nie mam konkretnych założeń, co do wyniku, to nie interesują mnie żadne międzyczasy. Jestem tu i teraz, nie odpuszczam, nie kalkuluję, po prostu walczę!!! Taktyka nie mogła być inna – Full gaz i do przodu. Włączyć zegarek na starcie i wyłączyć na mecie.  

Fot: Kamil Timoszuk
10,9,8... strzał

Po starcie wykonałem szybką analizę, z kim będę miał przyjemność rywalizować. Po mojej prawicy bieg Andrzej, który rządzi na białostockich zawodach. Wiedziałem, że będzie mocny. Po 500m utworzyła się trzy-osobowa grupa. Pierwszy kilometr był pod wiatr i pod górkę. Oczywiście złapałem plecy Andrzeja. Po około 1,4k zawróciliśmy w kierunku startu, biegliśmy już sami. Początek był dość żywy, nogi jakieś ciężkawe, ale to nie był czas na głębsze analizy. Po tym, jak zmieniliśmy kierunek biegu, biegłem ramię w ramię z Andrzejem, szukając swojego rytmu. Mija kolejny kilometr. Czuję, że biegniemy szybko. Niby z górki, ale i tak jest za mocno. Kolejny kilometr, a Andrzej nie ma zamiaru zwolnić. Pomimo tego, że nie patrzyłem na zegarek, to wiedziałem, że jest piekielnie mocno. W głowie zaczęły pojawiać się myśli, co tu się kur..a dzieje. Czwarty kilometr znów pod górę i pod wiatr. Łapię plecy i modlę się, by przetrwać. Biegniemy przez park, tempo jakby siadło. Łapię kolejny międzyczas, ale zgodnie ze swoimi ustaleniami nie zerkam na zegarek. Wbiegamy na ulice i rozpoczynamy piąty kilometr. Słyszę, że Andrzej zaczyna ciężko oddychać. Jest delikatnie pod górę. Wychodzę na bok i szukam rytmu. Czuję, że biegniemy wolniej, ale to mi nie przeszkadza. Na horyzoncie widzę flagę z piątym kilometrem. Mijamy ją, a po chwili zaczynam oddalać się od swojego przeciwnika. 

W tym momencie zaczynają rozgrywać się kluczowe losy tego biegu. Szósty kilometr na ul. Zwierzynieckiej lekko pod wiatr. Najpierw pod górkę, później lekki zbieg. Czuję się mocny na podbiegu, pracuję i to przynosi efekt. Z każdym kolejnym metrem stopniowo zwiększam przewagę nad moim rywalem. Za chwilę nawrót, zmienimy pas i lecimy z wiatrem. Słyszę, że ktoś woła moje imię. Z daleka widzę, że to szwagier z rodziną. To daje mi dodatkowego kopa. Po około 6,5k zaczyna być lekko z górki. Rozluźniam się i szukam rytmu. W głowie myśli, że z każdym krokiem jest coraz bliżej. Lecimy z górki. Czasami zerkam przez ramię, patrząc, jaką mam przewagę, choć wcale tego nie chcę. Mijam 8k, w głowie myśl, że jak dojadę do 9k, to już nie oddam tego zwycięstwa.  Robi się ciężko, a ja absolutnie nie wiem, na jaki wynik biegnę. Wiem, że nie mogę oddać tego zwycięstwa. Skręcam w lewo. Zrobiło się płasko i pod wiatr. Łapię lapa na 9k. W głowię,  pojawia się myśl, że jeszcze tylko trochę ponad 3′  i skończy się  ta męczarnia. W oddali słyszę już spikera, wiem, że to wygrałem. Na finiszu słyszę doping Pauli, unoszę ręce w geście zwycięstwa. Zbliżam się do mety, zerkam na zegar i nie dowierzam. Przecinam linię mety z nową życiówką 31:09. Wcześniejsza była ustanowiona również na Biegu Niepodległości, z tym że w Warszawie (31:17) w 2019 roku. Czuję się zmęczony, ale mega szczęśliwy. Wiem, że dałem z siebie 100%. Głowa po raz kolejny wytrzymała. Tak jest! Brawo Damian!!! 

Za linią czekała moja kochana żona. Kilka słów do mikrofonu, piątka z Andrzejem i Panem Grzegorzem. Później zwrot chipa i poszedłem chwilkę potruchtać z Wojtkiem, gdyż po 15 już była zaplanowana dekoracja. 

Fot: Kamil Timoszuk
Kilka statystyk

Tak jak wspominałem wcześniej, łapałem lapy na oznaczeniach ustawionych na trasie. 10k – 31:09 – śr. 3’07” poszczególne kilometry: 3:12.2/2:58.5/3:00.3/3:14.2/3:13.7/3:14.7/3:02.0/3:02.2/3:04.5/3:07.1

Pierwsze 5k – 15:39, drugie 15:30

Podsumowanie

To był świetny bieg, z którego jestem bardzo dumny. Jeśli robię życiówki, bawiąc się treningiem, to strach się bać, co będzie, jak zacznę trenować. 

Wiem, że zwycięstwa nie przychodzą same. Podziękowania należą się Panu Grzegorzowi z Fundacji Białystok Biega, który umożliwił mi start w tej świetnej imprezie. Nie mogę również zapomnieć o ludziach, którzy mnie wspierają i kibicują. Dziękuję!

Jednak największe wsparcie otrzymuję od mojej kochanej żony. To ona znosi moje wszelkie trudy. Zawsze jest cichym bohaterem każdego mojego sukcesu. Żony biegaczy nie mają lekko, oj nie. 

Dodaj komentarz